Już niedługo obchodzić będziemy 80. rocznicę napaści Niemiec hitlerowskich na Polskę. Z tego też powodu proponujemy Szanownym Czytelnikom fragment wspomnień skoczanina Franciszka Bartkowiaka, z zawodu dróżnika, który spisał je w grudniu 1945 roku na prośbę ówczesnego kierownika szkoły Stefana Biłozora.
W okresie poprzedzającym wybuch wojny nastrój skoczan, mimo obaw, był dość dobry i optymistyczny. Swoje przekonania wobec Hitlera mieszkańcy naszego miasta manifestowali na wiecach, paląc jego kukły. Poczucie bezpieczeństwa wzmocniły oddziały Wojska Polskiego (2 batalion 69 pułku piechoty 17 dywizji oraz 1 batalion 37 pułku piechoty 26 dywizji) budujące od połowy sierpnia 1939 okopy i umocnienia na odcinku Wiatrowo-Przysieka-Skoki. Fortyfikacje te wykorzystujące często naturalną, obronną linię jezior i lasów ciągnęły się od Kcyni do zachodniej granicy naszego miasta. Ale-jak wiemy z historii-nie było takiej siły, która powstrzymałaby hitlerowską nawałnicę.
Niemcy wkroczyli do naszej gminy 8 września od strony Potrzanowa. Auto wiozące prawdopodobnie oficerów sztabu wyleciało w powietrze, wpadając w pułapk-minę podłożoną we wsi przez polskich saperów. Wydarzenie to spowodowało natychmiastowe represje ze strony hitlerowców na miejscu zastrzelono czterech mężczyzn. Byli to: Józef Winiarski, Stanisław Jarzębowski, Franciszek Bzioch i ciągle nieznany nam z imienia Springer. Następnie ruszyli dalej w stronę Skoków, dokonując tego samego dnia kolejnych zbrodni, które Franciszek Bartkowiak zrelacjonował następująco (zachowana oryginalna pisownia):
Dzień 8 września – to dzień żałoby. W dniu tym wkroczyli Hitlerowcy do naszego miasta. Miejscowo Niemcy momentalnie przeistoczyli się w otwartych naszych wrogów. Oni to oprowadzali oprawców i katów po polskich domach. Oni to mają na sumieniu pomordowanych Polaków, choć ci z obawy, nie pokazywali się nawet na ulicy. Z ukrycia obserwowaliśmy co się dzieje na ulicy. Kto z obowiązku musiał się pokazać na ulicy, bywał zaczepiany i musiał się długo prosić i uniewinniać, żeby cało wrócić do domu.
Pierwszą ofiara naszego miasta był ob. Krzywosądzki Jan, Weszli do jego sklepu Hitlerowcy i zaczęli przywłaszczać sobie jego towary. Właściciel zwrócił uwagę, że towar jest jego własnością i że żołnierz niemiecki tak nie postępuje. Ogarnęła ich wściekłość, skatowali nieszczęsnego do nieprzytomności, następnie sporządzili wyrok śmierci i wykonali wyrok przez rozstrzelanie, grzebiąc go płytko w ogrodzie ob. Kwietniewskiego. Prowadzącego do ogrodu przez Rynek, z okrutnie zmasakrowaną twarzą , pociętą szyją, widziała nauczycielka Kobusówna Stefania, stojąca z podniesionymi rękoma na Rynku, oczekując też wyroku śmierci, ( której udało się jednak wyślizgnąć z rąk oprawców).
Drugą ofiarą tego dnia był Żyd Maks Loszyński, ostatni Żyd Skoków. Dlatego zginął, bo był Żydem. W dużej mierze przyczynił się do tego miejscowy Niemiec Schunke. Żyd przeczuwając co mu grozi, począł uciekać i przy spalonym młynie został zastrzelony.
Trzeciego dnia tego dnia był ob. Łakota Jan. Szedł szosą wągrowiecką w kierunku miasta. W pobliżu parku spotkał się ze swoimi katami. Zadali mu pytanie w języku niemieckim, którego ten nie rozumiał. Było to powodem do napaści i rozstrzelania go na szosie. Pochowano go na ogrodzie Skwierzyńskiego tuż przy szosie (…) również bardzo płytko.
Po czynie tym bandyci ci udali się w kierunku Wągrowca, szukając nowych ofiar po domach. Gdy zdaleka zobaczyli Polaka, strzelali do niego, jak do celu. W takiej opresji znalazłem się i ja idąc z dziećmi i żoną , ale w czas uciekliśmy w pobliski zagajnik. W takiej tez sytuacji został zastrzelony w tym dniu Urbanowicz Jan, czwarta z rzędu ofiara.
Nie ominęli oni gospodarstwa Łakoty, przed godziną zamordowanego, gdzie pokazali znów krzyżacką nienawiść. Tu na miejscu zastrzelili syna jego Stanisława , którego pogrzebano za stodołą, a matkę ciężko ranili i wywieźli ją w niewiadomym kierunku (i Skoków już nie zobaczyła), pozostawiając na łasce losu małoletnie dzieci, które przerażone rozbiegły się, unikając tym sposobem śmierci. Jest to piąta i szósta ofiara tego dnia.
Gdy się nieco uspokoiło, sieroty wybłagały pozwolenie na pogrzeb rodziców. Musiały urządzić to cicho, o szarej godzinie, polnymi drogami, bez kapłana i orszaku pogrzebowego. Zbolałe, złamane, wróciły do osamotnionego domu, przeżywając w tak młodym wieku niezrozumiałą dla nich tragedię życia ludzkiego.
Siódmą ofiarą tego dnia był ob. Maniak Antoni. Usłyszał strzały, wyszedł więc z domu i zauważył Niemców. Na ich widok chciała się ukryć do schronu, przez siebie zbudowanego, w tym momencie został trafiony w szyję i padł nieżywy.
Ósmą ofiarą był ob. Witkowski Andrzej z Lechlina. Idąc do Skoków, napotkał bandę Hitlerowców, która zadała mu jakieś pytanie. Niewinna odpowiedź, że jest Polakiem, wprowadziła tych bandytów w szał i wściekłość do tego stopnia, że ze słowami „ty polska świnio” poczęli go bić kolbami aż do utraty przytomności. Potem strzałami karabinowymi ofiarę swoją dobili. Pogrzebany został w okopach, między cmentarzem, a zabudowaniem, nad drogą do miasta. W kilka dni później rodzina postarała się pogrzebać na cmentarzu.”
W tym samym miejscu, tego samego dnia i w ten mniej więcej sposób został zamordowany dziewiąty z rzędu Polak, Ochędzan Władysław z Potrzanowa.
Głównym hersztem tych bandytów był Lück z Budziszewa, który sam mordował i ma blisko 20 ofiar na sumieniu. Strzelał tam, gdzie spotkał Polaka, to też sporo pono ofiar leży na polach okolicznych.
W ten sposób hulali Hitlerowcy w pierwszy dzień wkroczenia do Skoków, a nadmienić trzeba, że właśnie miejscowi Niemcy podjudzali do mordów. Widząc co się dzieje, drżeliśmy z obawy, żeby nas ten sam los nie spotkał.
O mały włos byłby zginął w tym dniu i dr Marian Foerster, którego prowadzono już na miejsce stracenia. W Rynku spotkał ten orszak miejscowy Niemiec, klient doktora i uwolnił go. A powodem „nieporozumienia’, że doktor nie otworzył natychmiast pukającym do drzwi Hitlerowcom.
Tekst: Iwona Migasiewicz
Zdjęcie z kolekcji Iwony Migasiewicz
Żołnierze niemieccy na ulicach naszego miasta (w czasie wojny była to Hauptstrasse, a dziś ulica Jana Pawła II 22-24.