Tegoroczny obóz wędrowny koła PTTK „Klimczok” rozpoczął się w miejscowości, o której przepięknie śpiewał zespół Stare Dobre Małżeństwo:
„…W Leluchowie – miła
Czereśnie dziko krwawią
Tam granicy pilnuje
Całkiem wesoły anioł
W Leluchowie – miła
Zaczyna się koniec świata
Tam anioł traci głowę
Z brzozami się brata …”
Niewiele pozostało z romantyki tej przygranicznej wioski. Zlikwidowano połączenie kolejowe, a na granicy zamiast anioła można zobaczyć tłumy Polaków i Słowaków skutecznie wymieniających między sobą atrakcyjne towary. Nas jednak bardziej interesowały piękna tutejszego górskiego krajobrazu i dziedzictwa kulturowego tych ziem. Więc zanim ruszyliśmy na górki szlak zwiedziliśmy miejscową cerkiew p/w św. Dymitra http://www.beskidsadecki.pl/szlakiem-cerkwi/cerkiew-w-leluchowie/. Pustymi, mokrymi po deszczu ścieżkami dotarliśmy do Muszyny, gdzie naszym miejscem noclegowym była Studencka Baza Namiotowa. Warunki może spartańskie za to atmosfera niepowtarzalna. Pogoda następnego dnia wynagrodziła nam jednak trudy namiotowej nocy. Piękne słońce towarzyszyło nam w wędrówce na Jaworzynę Krynicką. Po drodze kolejna cerkiewka w Złockiem także nie minięta przez nas. http://www.beskidsadecki.pl/szlakiem-cerkwi/cerkiew-w-zlockiem/ Za to na szczycie Jaworzyny jakże odmienny klimat. Tłumy ludzi, hałas, smród smażonych potraw i tylko, jak stwierdził jeden z turystów brak tylko supermarketu i kościoła. Poszukaliśmy więc ciszy w pobliskim schronisku. Kolejny dzień wiódł głównym szlakiem beskidzkim poprzez Rytro i przełom Popradu do schroniska na Prehybie. Po drodze często widzieliśmy charakterystyczny znak szlaku papieskiego, widomy znak, chodziliśmy po tych samych ścieżkach co Karol Wojtyła.
Ciekawe spotkanie mieliśmy następnego dnia. Pod szczytem Pradziejowej, najwyższego wzniesienia Beskidu Sądeckiego 1266m. npm., spotkaliśmy znakarzy szlaków, czyli ludzi dzięki którym możemy bezpiecznie przemierzać wybrane i oznakowane trasy naszych wędrówek. Ponieważ pogoda nadal sprzyjała na mijanych polanach i innych miejscach widokowych na południowym horyzoncie raz po raz ukazywały się nam potężne Tatry.
Dalej trasa obozu zaprowadziła nas w Pieniny tym razem niemal biegiem pokonaliśmy ostatni etap dziennej wędrówki, by w studenckiej bazie namiotowej schronić ię przed burzą i ulewą.. Na szczęście niebezpieczeństwo szybko minęło i weszliśmy wraz z zachodzącym słońcem na Wysokie Skałki (Wysoką) najwyższy szczyt Pienin 1050 m npm. Z tego miejsca Tatry były niemal na wyciągnięcie ręki. Kolejne dni spędziliśmy w Pieninach najpierw Małych a potem Właściwych. Była więc przeprawa przez Dunajec, wejście na Sokolice, Pieniński Zamek, związany ze Św. Kingą, i Trzy Korony a bazą wypadową stało się Krościenko nad Dunajcem.
Wreszcie na koniec Gorce jakże odmienne od innych polskich gór. Górskie pasma poprzecinane rozległymi polanami, gdzie jeszcze do niedawna pasały się kierdle owiec. Dziś łąki zarastają a ruiny szałasów przypominają tylko że jeszcze w latach 80 tych XX wieku służyły gościną i noclegiem niejednemu studenckiemu wypadowi. My noclegi mieliśmy
w SBN „Gorc” i schronisku na Turbaczu. Ostatniego dnia obozu poprzez wzniesienie Turbacza najwyższy szczyt Gorców1310 m npm, a zarazem naszego obozu zeszliśmy na Przełęcz Sieniawską koło Nowego Targu i dalej przez Kraków do domu.