Po trzydziestu dwóch latach od ostatniego seansu filmowego w naszym mieście rozpoczęło działalność nowe kino, funkcjonujące w ramach sieci „Kino za Rogiem”. Stało się to dzięki pomysłowi dyrektor Biblioteki Publicznej w Skokach Elżbiety Skrzypczak, która zdecydowała się zgłosić Bibliotekę do projektu o nazwie: „Małe Kino Społecznościowe szansą na rozwój zasobów kulturalnych województwa wielkopolskiego”. Zadanie to, dzięki dofinansowaniu ze środków Unii Europejskiej oraz funduszy Gminy Skoki, zostało pomyślnie zrealizowane jesienią ubiegłego roku, ale pandemia-niestety- opóźniła inauguracyjny seans.

O projekcie nowego kina więcej dowiesz się z artykułu:

Wydarzenie to w naturalny sposób przywołało wspomnienia przybytków X muzy, które w Skokach były i pamiętają je nie tylko najstarsi skoczanie. Proponuję Państwu przeniesienie się w czasie i zapoznanie się z dziejami tych placówek, które z sentymentem na moją prośbę wspomnieli dawni pracownicy i widzowie.

Kino „Harfa” (ok.1952 – 1976)

Dokładna data powstania pierwszego kina w Skokach nie jest znana. Wiadomo jednak,
że prawdopodobnie od roku 1952 filmy wyświetlane były w sali przedwojennego „Hotelu pod Białym Orłem” na rogu  dzisiejszych ulic Kazimierza Wielkiego i Łąkowej. W 1976 r. strawił ją pożar. Dzisiaj w tym miejscu jest podwórze i warsztat samochodowy Jerzego Rosina.

Nie ma też pewności czy już na początku lat 50. XX wieku skockie kino nosiło nazwę „Harfa”. Natomiast na pewno wiadomo, że było to kino objazdowe, tzn. poza salą w Skokach filmy wyświetlano w klasach niektórych wiejskich szkół z terenu ówczesnej gromady Skoki. Pierwszą kierowniczką była Maria Górna, którą później zastąpiła Maria Rosin.

Budynek z czasów, kiedy w jego sali od strony ul. Łąkowej funkcjonowało kino „Harfa” (kolekcja J.Rosina)
Budynek z czasów, kiedy w jego sali od strony ul. Łąkowej funkcjonowało kino „Harfa” (kolekcja J.Rosina)
Rysunek wykonany w 1945 r. przez artystę plastyka Romana Stachowiaka. Przedstawia budynek „Hotelu pod Białym Orłem” widziany niejako od strony podwórza, czyli  od ulicy Łąkowej. Na pierwszym planie przybudówka z wejściem do sali i oknami od magazynku i toalety. Z prawej strony jedno z dwóch dużych okien należących do widowni. (kolekcja J.Rosina)
Rysunek wykonany w 1945 r. przez artystę plastyka Romana Machowiaka. Przedstawia budynek „Hotelu pod Białym Orłem” widziany niejako od strony podwórza, czyli od ulicy Łąkowej. Na pierwszym planie przybudówka z wejściem do sali i oknami od magazynku i toalety. Z prawej strony jedno z dwóch dużych okien należących do widowni. (kolekcja J.Rosina)

W początkowym okresie działalności kina kinooperatorem był Leon Pacholski. W rozmowie z jego synem, Alojzym, dowiedziałam się, że: jako drugi kinooperator pracował wtedy Franciszek Jarzembowski, a później Kornel Lisiecki. Widzowie siedzieli na drewnianych krzesłach, które listwami były połączone ze sobą po kilka, co zapobiegało  przesuwaniu. Kino posiadało około 300 miejsc, ale szczególnie w pierwszych latach, w przypadku bardzo atrakcyjnych tytułów widzowie przychodzili z własnymi krzesłami. Charakterystycznie terkoczący aparat do wyświetlania filmów na taśmie 16 mm stał na stole ustawionym na środku sali pośród widzów. Kiedy kończyła się jedna rolka filmu trzeba było zrobić przerwę w projekcji, włączyć światła i założyć nową rolkę. W repertuarze były filmy dla dorosłych i dla dzieci. Wszystkie wtedy czarno-białe.

Pod koniec lat 50. XX w. kino „Harfa” przeszło kapitalny remont. Tak zwaną lamperię, czyli około półtorametrowy pas ściany malowany od dołu farbą olejną, wygłuszono i zastąpiono drewnianymi płytami. Górną przestrzeń łącznie z sufitem  wygłuszono watą szklaną i perforowanymi płytami. Ściany pokryto tkaniną w kolorze beżowym w drobny deseń. O ile dobrze pamiętam wzór mógł przypominać stylizowanego Pegaza. Wszystko to znacznie poprawiło akustykę sali. Krzesła wymieniono na typowe wówczas drewniane kinowe fotele łączone listwami. Zamontowano nowy, ruchomy ekran, który w razie występów teatralnych można było przesuwać pod boczną ścianę oraz olinowanie umożliwiające zmianę dekoracji potrzebnych do występów zespołów teatralnych i estradowych. Zawieszono też nową kurtynę w kolorze bordowym. „Przestawiono”, czyli wyremontowano trzy istniejące w sali piece kaflowe. Odświeżono drewniany parkiet. Przede wszystkim jednak w tylnej części sali wybudowano kabinę operatorską i wyposażono ją w nowoczesną aparaturę. Były to jeszcze przenośne a później stacjonarne projektory na taśmy filmowe 35 mm, ze zmiennymi obiektywami, które pracując naprzemiennie, poprawiły komfort odbioru – pracowały w miarę cicho, w odrębnym pomieszczeniu i wyeliminowały przerwę w trakcie projekcji. W kabinie znajdowało się też urządzenie do automatycznej regulacji wielkości ekranu – oprócz zwykłych filmów pojawiało się coraz więcej tzw. panoramicznych. Były też: wzmacniacze, adapter, stół i przewijarka do przewijania taśmy filmowej. Ponadto w budynku znajdowała się kasa, dwie toalety, korytarz, pomieszczenie gospodarcze, dwie garderoby teatralne –  w jednej z nich na co dzień urządzono biuro kierowniczki kina. W drugiej przez jakiś czas mieszkała kinooperatorka. Kino miało do dyspozycji telefon o numerze 54 i prenumeratę ilustrowanego miesięcznika „Wiadomości Filmowe”.

Kierowniczką „Harfy” była wówczas Aniela Winkowska. W charakterze kinooperatora pracowała Gertruda Skidan, w pewnym okresie jej pomocnikiem był Marian Lasek, a po nim Edmund Lubawy, który po kursie i egzaminie na długie lata został głównym kinooperatorem. Razem z nim pracowali m.in. Stanisław Pospychała i Leszek Jankowski.  Bileterką była Maria Szewczyńska, a palaczem Irena Pajączek.

Tymi drzwiami, znajdującymi się w tylnej ścianie kina, wchodzili artyści. Tędy też wnoszono teatralne dekoracje i rekwizyty oraz nagłośnienie. (kolekcja J. Rosina)

Tymi drzwiami, znajdującymi się w tylnej ścianie kina, wchodzili artyści. Tędy też wnoszono teatralne dekoracje i rekwizyty oraz nagłośnienie. (kolekcja J. Rosina)

Edmund Lubawy, kinooperator w latach 1961-1975, wspomina tamte czasy następująco:
Kino oficjalnie – planowo działało 6 dni w tygodniu- oprócz poniedziałku, lecz gdy były zamówienia ze szkół czy przedszkoli również w tym dniu. W każdą niedzielę seanse były o godzinie 13,30  – bajki lub filmy dla najmłodszych, o 15.00 dla dzieci i młodzieży oraz o 19.00 dla dorosłych. W razie atrakcyjnych tytułów był dodatkowy seans o 17.00. Co niedzielę o 15.00 przybywały też pod opieką wychowawców grupy młodzieży z Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Antoniewie. W pozostałe dni tygodnia  dla dorosłych graliśmy o 19.00, a w środy lub czwartki również w godzinach popołudniowych 16.00 lub 17.00 -dla dzieci. W przypadku ekranizacji lektur zdarzały się wyświetlania grupowe dla szkół w godzinach przedpołudniowych.

Filmy przychodziły wg oficjalnego programu i marszruty ustalanej przez Wojewódzki Zarząd Kin. Jednak fakt, że Kierownik Kina pani Winkowska wcześniej pracowała w dyrekcji –w Zarządzie Kin i dobre jej stosunki z tą instytucją, jak i wypracowana dobra opinia o skockiej placówce pozwalały na dodatkowe sprowadzanie poza tym programem wiele atrakcyjnych tytułów i nowości, które w tym czasie były wyświetlane w kinach wyższej kategorii. Były to filmy produkcji radzieckiej: komedie – np. „Świat się śmieje”, filmy wojenne oraz o tematyce rewolucyjnej, obyczajowe – wiele propagujących styl życia w tamtejszym systemie, ale również cieszące się dużym uznaniem i popularnością filmy przygodowe i podróżnicze np. na podstawie powieści Juliusza Verne   i w miarę rozwoju kinematografii wszystkie polskie. Było też wiele filmów Krajów Demokracji Ludowej- tutaj wielkim powodzeniem cieszyły się efekty współpracy NRD i Jugosławii- filmy z serii przygód Winnetou oraz  filmy jugosłowiańskie, ukazujące walki partyzanckie oddziałów Tito z Niemcami, np. „Bitwa nad Neretwą”. W pierwszym okresie było też wiele znanych i ambitnych filmów produkcji włoskiej i francuskiej np. „Złodzieje rowerów” z Toto, „La Strada”-  z Giuliettą Masiną, a następnie wiele filmów z popularnymi w tamtym okresie gwiazdami kina włoskiego i francuskiego. Wielką popularnością cieszył się „Fan Fan Tulipan” z Gerardem Philip i Lollobrigidą oraz filmy z Fernandelem i z Luisem de Fines. Trafiały też filmy innych krajów, np. szwedzki –„Czarownica”, czy duńskie z Gangiem Olsena oraz meksykańskie- „Prawda przeciw prawdzie”, bądź też japońska „Godzilla”.

W późniejszym okresie pojawiły się filmy amerykańskie np. „Bulwar zachodzącego słońca”, które od początku zawładnęły publicznością, a wiele z nich – np. „Przeminęło z wiatrem”, czy „Rio brawo”, wymagało kilku dodatkowych seansów, tak jak w przypadku filmów produkcji zachodnioniemieckiej. Wielkim powodzeniem cieszyły się westerny. W tym czasie filmy radzieckie ustąpiły miejsca filmom polskim i zachodnioeuropejskim.

W miarę rozwoju polskiej kinematografii do kina trafiały też wszystkie filmy trafiające do obiegu.  Pojawienie się na afiszu filmu „Faraon” czy „Lalka” lub innych tytułów opartych na adaptacji dzieł literackich,  powodowało uruchomienie seansów dodatkowych. Podobny wzrost powodowały pierwsze filmy kolorowe i panoramiczne.

Filmy docierały do naszego kina według harmonogramu ustalanego przez Wojewódzki Zarząd Kin. Był zmieniany. W pewnym okresie przychodziły pociągiem z Miłosławia, Czempinia i Odolanowa. Wysyłane były między innymi do Margonina czy Szamocina. Ze stacji PKP odbierał i odwoził je dwukołowym wózkiem w specjalnych skrzynkach pomocnik kinooperatora lub kinooperator. Filmy na dodatkowe seanse były odbierane bezpośrednio z Poznania z Centrali Wynajmu Filmów – z budynku, w którym był Wojewódzki Zarząd Kin , lub wg wskazania z kina, które je posiadało w obiegu- jeśli była sprawa pilna, na dodatkowe zamówienie. Wtedy kinooperator sam musiał przywieźć i odwieźć je pociągiem. Często dodatkowo na jeden dzień filmy były ściągane tym sposobem z Murowanej Gośliny- była w innym obiegu dystrybucyjnym. Pomocnikami kinooperatora byli wówczas m.in.: Władysław Szymaś, Leszek Jankowski, Zdzisław Sadowski. Po mnie, o ile dobrze pamiętam, kinooperatorem był Józef Gronowski.

Kino było ważną instytucją kultury. Odbywały się tu również występy teatralne i estradowe i podobnie jak seanse filmowe cieszyły się – szczególnie w pierwszym okresie dużym powodzeniem. Były one stosunkowo częste, bywało że raz w miesiąc, a nawet częściej, przyjeżdżały zespoły Teatru im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie, Estrady Poznańskiej, rzadziej inne Estrady i Teatry – z Kalisza, Gorzowa Wielkopolskiego, Teatr Lalek z Poznania. Byli: Marta Mirska, Maria Koterbska, Karin Stanek, Kasia Sobczyk, Mieczysław Fogg, Cygański Zespół Pieśni i Tańca „Roma”, „Tercet Egzotyczny”, zespoły iluzjonistów, również zespoły nieprofesjonalne np. w czasie marszów na orientację Armii Zaprzyjaźnionych, którego uczestnicy byli zakwaterowani w Ośrodku ZNTK- Zespół Pieśni i Tańca z Płowdiw w Bułgarii.

Odbywały się tu akademie i uroczystości z okazji świąt państwowych, zjazdy i zebrania organizacji partyjnych i społecznych oraz walne zebrania zakładów pracy m.in. GSSCH, SKR, Banku- do czasu powstania sali OSP, a następnie Banku Spółdzielczego, SKR i ZNTK, była to jedyna taka sala w mieście.

Zorganizowana grupa osób zmierza do sali kinowej na okolicznościową uroczystość. (kolekcja J.Rosina)
Zorganizowana grupa osób zmierza do sali kinowej na okolicznościową uroczystość. (kolekcja J.Rosina)

Duże zaangażowanie osobiste pani Winkowskiej i współpraca ze szkołami i instytucjami powodowało, że Kino należało po przodujących placówek, nie tylko w swej kategorii.
Frekwencja była różna, od niemal pełnej sali na każdym filmie niezależnie od tematyki w pierwszych latach, zmniejszała się stopniowo w miarę rozwoju oraz rozpowszechniania się i dostępności oraz atrakcyjności telewizji. Wówczas zdarzały się seanse, na których było jedynie kilku lub kilkunastu widzów, a niektóre – pojedyncze nawet musiały być odwołane.

Funkcjonowanie kina „Harfa” brutalnie przerwał pożar, który wybuchł w nocy 28 marca 1976 roku i dotkliwie je zniszczył. Tajemnicą poliszynela było, że zarzewie ognia powstało w bezpośrednio sąsiadującej z kinem szopce. Była ona schowkiem na m.in. motocykl i kanistry z paliwem miejscowego posterunku Milicji Obywatelskiej, który znajdował się w tym samym budynku z wejściem od strony ulicy Dworcowej, dziś Kazimierza Wielkiego. Śledztwo prowadzone w tej sprawie umorzono.

Okres po pożarze Edmund Lubawy wspomina następująco: Po pożarze w wyniku ogromnych starań pani Winkowskiej i ówczesnego Naczelnika Miasta i Gminy Józefa Wołkowa, mimo oporów Zarządu Ochotniczej Straży Pożarnej w Skokach, na kino adaptowano salę OSP przy ulicy Parkowej, nadając mu na życzenie Straży nazwę „Syrena”.

Kino „Syrena” ( 1978 – 1989)

Pieczątka kina (kolekcja I. Migasiewicz)
Pieczątka kina (kolekcja I. Migasiewicz)
Zdjęcie planu widowni kina „Syrena” (kolekcja I. Migasiewicz)

Zdjęcie planu widowni kina „Syrena” (kolekcja I. Migasiewicz)

Kino „Syrena” rozpoczęło swoją działalność 15 stycznia 1978 r. Kierowniczką nadal była Aniela Winkowska, kinooperatorem Józef Gronowski, jego pomocnikiem Leszek Jankowski i bileterką Maria Szweczyńska, a następnie Zofia Witkowska. Irena Pajączek sprzątała kino i paliła w dwóch piecach kaflowych.

Poniżej przytaczam wspomnienia niektórych z nich.

Henryk Szwankowski, kinooperator w latach 1979-1981.
Pracowałem jako kinooperator w kinie „Syrena”. Znajdowało się ono w sali OSP przy ulicy Parkowej, ale wejście było od strony rzeki, czyli od strony ul. Strumykowej. Znajdowało się tam prawdopodobnie 14 rzędów po 12-13 foteli. Były to tradycyjne fotele kinowe, tapicerowane z obalanymi siedzeniami w kolorze czerwonym. Ściany pomalowane były na zielono, a kurtyna na ekranie oraz zasłony na oknach brązowe. Sala kinowa ogrzewana była dwoma piecami kaflowymi, a kabina operatora akumulacyjny piecem elektrycznym. Na czas pracy kasy włączano tam malutki grzejnik elektryczny tzw. „słoneczko”. Do kina należały też dwie ubikacje i pomieszczenie na opał. Wyposażenie kabiny to dwa projektory na taśmy 35 mm z 1956 roku produkcji, urządzenia nagłaśniające, wzmacniacze, sterowanie kurtyną na ekranie i oświetleniem na sali, ściemniacze, stoły montażowe z przewijarką. 

Do moich obowiązków należało przygotowywanie taśmy filmowe i obsługa aparatury podczas projekcji. Filmy otrzymywaliśmy koleją z kina w Murowanej Goślinie i odsyłaliśmy je do kina w Wągrowcu lub Janowcu. Filmy czwartkowe, wypożyczone na jeden seans,  przyjeżdżały pociągiem z kina w Poznaniu i tam wracały. Do obowiązków pomocnika operatora należało m.in. właśnie przewożenie taśmy filmowej z dworca PKP. Przez kilka miesięcy w tym charakterze pracowała moja żona Teresa. Graliśmy trzy razy w tygodniu. W czwartki o godzinie 19.00 – jeden seans. W soboty – dwa seanse, godzina 16.00 i 18.00. oraz w niedziele – trzy seanse: o 10:00 poranki dla dzieci, filmy dla młodzieży o 16:00 i dla dorosłych o18:00. Zdarzały się też seanse specjalne z filmami dla szkół w innych terminach. Frekwencja wynosiła 80-100%. Początkowo plan widzów w każdym miesiącu był przekroczony.
Jednostką nadrzędną było Okręgowe Przedsiębiorstwo Rozpowszechnione Filmów (OPRF) w Poznaniu ul. Chełmońskiego 21. Dyrektorem był wówczas Stanisław Filipiak.
 Pamiętam, że były plany, aby zwrócić OSP salę  i kino ,,Syrena” przenieść do sali przy UMIG Skoki, ale sala ta nie spełniała warunków z powodu braku kabiny operatora.

Tadeusz Jacek Jerzak, kinooperator w latach 1981-1984.
W kinie „Syrena” pracowałem po ukończeniu kursu dla kinooperatorów, który organizowało Okręgowe Przedsiębiorstwo Rozpowszechniania Filmów w Poznaniu. Razem ze mną pracowali wówczas Henryk Szwankowski i później Józef Kapusta. Dla wszystkich kinooperatorów pracujących w skockich kinach to była zawsze druga, dodatkowa praca na pół etatu. Kierowniczką była pani Aniela Winkowska, a bileterką pani Maria Szewczyńska.
Sala kinowa znajdowała się w budynku OSP w Skokach. Do kina wchodziło się od strony rzeki, a wychodziło klatką schodową wychodzącą na ulicę Parkową.
Do moich obowiązków należało przywiezienie wózkiem skrzynek z taśmą ze stacji kolejowej i odwiezienie po projekcji. Filmy otrzymywaliśmy z kina we Wągrowcu, a odsyłaliśmy do Murowanej Gośliny. Następnie przygotowywałem taśmy i wyświetlałem czarno-białą „Polską Kronikę Filmową” i zaraz po niej film. Wtedy były to już zawsze filmy kolorowe. W kabinie operatorskiej mieliśmy dwa aparaty typu AP-3, na taśmy 35 mm, które ocalały z pożaru kina „Harfa”. Poza tym urządzenia nagłaśniające i sterujące oświetleniem. Przed seansem zawsze w sali kinowej rozbrzmiewała muzyka puszczana z magnetofonu. Sam nagrywałem ją na taśmę magnetofonową.
Kino działało trzy dni w tygodniu: w czwartki i poniedziałki – seans dla dorosłych o godzinie 19.00, w niedzielę o 15.00 – składanka bajek dla dzieci, o 17.30 dla młodzieży i o 19.00 dla dorosłych. Repertuar wynikał z rozdzielnika. Graliśmy filmy dla trzech kategorii wiekowych: dzieci, młodzież i dorośli. Pamiętam, że ogromnym zainteresowaniem cieszył się w tamtym okresie film „Wejście smoka”, „Nie ma mocnych” i „Kochaj albo rzuć”. Graliśmy je po kilka razy.

Józef Kapusta, kinooperator w latach 1981 – 1984
W kinie jako pomocnik kinooperatora pracowałem trzy i pół roku. Było to kino „Syrena”. Razem ze mną pracował Jacek Jerzak. Kierowniczką była pani Aniela Winkowska, a bileterką pani Maria Szewczyńska. W tamtym czasie filmy graliśmy w soboty i niedziele, czasami też we wtorki. Dostarczane do Skoków były koleją z Poznania. Odsyłaliśmy je pociągiem do kina w Wągrowcu. Teraz już nie pamiętam tytułów, ale jednego filmu na pewno nie zapomnę nigdy – „Wejście smoka”. Ten film wyświetliłem 23 razy! Pani Winkowska dbała o kino, jak o swoje. Była bardzo obowiązkowa i wymagająca. Pamiętała o imieninach pracowników i w ten dzień zawsze przynosiła nam coś słodkiego.

Leszek Jankowski, kinooperator
Początkowo pracowałem w kinie „Harfa” jako pomocnik operatora Edmunda Lubawego. Po odbyciu służby wojskowej zostałem zatrudniony w kinie „Syrena”. Jak każdy operator przygotowywałem taśmę, wyświetlałem filmy, które wcześniej musiałem odebrać ze schowka należącego do stacji PKP. Była to metalowa szafa stojąca przy ulicy naprzeciwko budynku dworca. Metalowe okrągłe kasety z rolkami filmów zapakowane były w skrzyni, którą pakowałem na wózek i wiozłem do kina, a po projekcji z powrotem do schowka. W tamtym czasie filmy otrzymywaliśmy bezpośrednio z Okręgowego Przedsiębiorstwa Rozpowszechniania Filmów w Poznaniu i tam je zwracaliśmy. Tytuły, o które kierowniczka wystarała się dodatkowo, odsyłaliśmy do wskazanego przez OPRF kina. Przed każdym filmem była „Polska Kronika Filmowa” i zwiastuny nowych filmów.  Dodatkowym moim obowiązkiem było rozwieszanie afiszy i fotosów w trzech gablotach w mieście. Z tego, co pamiętam największa frekwencja była na „Krzyżakach” i „Trędowatej”. Graliśmy po kilka seansów dziennie. Po bilety ustawiały się kolejki. Kiedy brakowało miejsc, widzowie siedzieli na dostawkach, a gdy i tych było mało, przychodzili z własnymi krzesłami.

O swoim repertuarze kino informowało widzów poprzez afisze wywieszane w gablotkach. W okresie działalności „Harfy” jedna zawieszona była na ścianie w kinowym korytarzu. Druga stała w bliskim sąsiedztwie kina, przy skrzyżowaniu ulic Armii Czerwonej (dziś: Jana Pawła II) i Marcelego Nowotki ( dziś: Wągrowieckiej). Po jakimś czasie na narożnikowym budynku przy ulicach Armii Czerwonej i Parkowej zamontowano trzecią. Po zmianie lokalizacji kina informacje o seansach wieszano w gablotce na budynku OSP oraz przy istniejącym wówczas kiosku „Ruchu” w pobliżu stacji transformatorowej przy moście.

Nie zawsze to były oryginalne kolorowe afisze i plakaty. Kino otrzymywało je najczęściej po jednym egzemplarzu. W takiej sytuacji kierowniczka kina własnoręcznie wypisywała na odwrocie starych afiszy podstawowe informacje dotyczące danego filmu: tytuł, rodzaj filmu, kraj produkcji, daty seansów, ograniczenie wiekowe i cenę biletów. Fotosów ze scenami z filmów też było jak na lekarstwo. Należało o nie szczególnie dbać, ponieważ musiały być przekazane do kolejnego kina. Ponadto, kiedy na ekranie miała pojawić się ekranizacja znanej powieści czy lektury szkolnej wówczas kierowniczka telefonicznie informowała o tym szkoły, przedszkole i sołectwa.

Gablota z afiszami i fotosami z okresu działalności kina „Harfa” (zdjęcie z kolekcji J.Rosina)

Gablota z afiszami i fotosami z okresu działalności kina „Harfa” (zdjęcie z kolekcji J.Rosina)
Na budynku u zbiegu ulic Armii Czerwonej (dziś: Jana Pawła II) i Parkowej widoczna gablota kinowa. (Zdjęcie z roku 1970,  kolekcja I. Migasiewicz)

Na budynku u zbiegu ulic Armii Czerwonej (dziś: Jana Pawła II) i Parkowej widoczna gablota kinowa. (Zdjęcie z roku 1970,  kolekcja I. Migasiewicz).

Z czasem dość znacznie zaczęło maleć zainteresowanie kinem. Niewątpliwy wpływ miała na to atrakcyjność programów telewizyjnych. Nie ma to oczywiście żadnego porównania z dzisiejszą ofertą, bo w opisywanych tu latach istniały tylko dwa kanały telewizyjne, ale proponowały wiele ambitnych filmów, seriali i programów gromadzących przed ekranami telewizorów rzesze widzów. XI muza po prostu zawładnęła światem. Kryzys ekonomiczny tamtych lat powodował, że kino bywało niedogrzane z powodu reglamentacji opału. Taśma filmowa, która docierała do małomiasteczkowych kin była tak mocno wyeksploatowana, że zrywała się w trakcie projekcji. Wygoda oglądania filmu w domu brała górę nad wyjściem do kina. Poza tym OSP też miała swoje plany dotyczące użytkowania sali.

Pod koniec lat osiemdziesiątych rozpoczęła się w kinematografii nowa era. W wielu domach pojawiły się magnetowidy – urządzenia do odtwarzania pełnometrażowych filmów z kaset wideo. Początkowo były to nielegalne kopie filmów kupowane od handlujących na targowiskach. Z czasem można było wypożyczyć je w wyrastających jak grzyby po deszczu wypożyczalniach. Dużym powodzeniem cieszyły się wtedy tzw. filmy dla dorosłych. W końcu licencjonowaną dystrybucją zajęły się również księgarnie. Z powodu niskiej lub nawet przynoszącej straty kondycji kin zmieniła się polityka kulturalna państwa  i nastąpiła likwidacja kin w małych miejscowościach.

Wspomnienia byłych widzów

Alojzy Pacholski
Pierwszy kolorowy film, który widziałem to legenda pt. „Warszawska syrenka”. Było to chyba w 1957 roku już po remoncie kina „Harfa”. Bilet na film dla dzieci kosztował 1 zł i 5 gr, a dla dorosłych 2 zł i 10 gr. Często się zdarzało, że jako dzieciaki szukaliśmy w mieście, po podwórkach pustych butelek po wódce. W skupie za jedną płacili wtedy złotówkę. Jak miałem szczęście i ją znalazłem, to i tak musiałem jeszcze u matki wybeczeć te brakujące 5 groszy. Dla porównania podam, że dwukilogramowy bochenek chleba kosztował wtedy 6 zł, a kilogram cukru 10 zł. W soboty w sali kina często odbywały się  zabawy taneczne. Wówczas wszystkie krzesła były przesuwane pod ściany, a aparat schowany w garderobie. Do kina „Syrena” chodziłem już rzadko, bo po prostu nie miałem na to czasu, ale na pewno byłem na filmie „The Beatles”. Dobrze to pamiętam, bo na widowni był taki szał, że widzowie łamali krzesła.

Jerzy Rosin
Dom, w którym kiedyś był dom handlowy i hotel „Pod Białym Orłem” , a później kino „Harfa”  jest moim domem rodzinnym. Należał do mojego dziadka Franciszka Glinkiewicza.  W czasie okupacji hitlerowskiej dziadek już nie żył, a hotel prowadziła babcia Pelagia Glinkiewicz. Niemcy odebrali jej tę własność, którą wraz z kilkorgiem dzieci musiała opuścić. Cały budynek  przejęła jakaś niemiecka organizacja kulturalna, urządzając w nim rodzaj domu kultury.  W 1943 r. znacznie rozbudowano istniejącą, przedwojenną salę. Od tej chwili liczyła około trzystu miejsc, wyposażona była w scenę i obsługujące ją urządzenia oraz dwie garderoby dla wykonawców. Nad salą był potężny strych, na którym razem z braćmi chętnie się bawiliśmy. W latach pięćdziesiątych w kinie „Harfa” jako kierowniczka pracowała moja mama. Było to wtedy kino objazdowe. Kierowcą był pan Popielski. Po jakimś czasie mamę zastąpiła  pani Winkowska. Chętnie pomagaliśmy z bratem w przewijaniu filmów na przewijarce albo w przywożeniu ich z dworca. Pani Winkowska pozwalała nam na to i w zamian za darmo wpuszczała na bajki. Kiedy wybuchł pożar, cała moja rodzina musiała natychmiast opuścić dom, który na szczęście nie ucierpiał, ale kino spaliło się doszczętnie.

Barbara Gasińska
O czasach, kiedy w Skokach działało kino – najpierw „Harfa”, później „Syrena”-  mogę powiedzieć, że to były piękne dni. Sala zawsze pełna, a na ekranie filmy, których się nie zapomina: „Duch”, „Winnetou”, Dzieci kapitana Granta”, „Love story”, „Jeremi”, „Wejście smoka”, „Seksmisja” i wiele innych. Kocham kino do dziś.

Antoni Wiśniewski
Do kina w młodości chodziłem często. Bardzo lubiłem chodzić do kina „Harfa”. Mniej lubiłem kino „Syrena”. Jako młody organizm w pamięci utkwiły mi takie filmy jak: „Krzyżacy”, „Awantura o Basię”, „ Hrabia Monte Christo”, „W pustyni i w puszczy”, „ Katarynka”. Przepadałem za komediami z Luisem de Funes oraz Flipem i Flapem. Musiała być „Polska Kronika Filmowa”, bo jak nie, to były gwizdy.

Kino „Harfa” to nie tylko filmy, ale spektakle teatralne z Gniezna i Kalisza. Odbywały się też koncerty, np. „Niebiesko-Czarnych”, „Zielono-Czarnych”, Marty Mirskiej, Mieczysława Fogga, Karin Stanek czy Krzysztofa Krawczyka. Nie można zapomnieć o imprezach okolicznościowych z okazji 1 Maja, 22 Lipca, rocznicy Rewolucji Październikowej w wykonaniu dzieci SP w Skokach. Śpiewała także w „Harfie” powstała w 1967 r. „Harfa” – zespół pod dyrekcją śp. Janusza Wiśniewskiego.
Nielubianym był moment, kiedy na seans filmowy przychodzili „młodzieńcy” z Zakładu Wychowawczego w Antoniewie – był wtedy hałas i ogromny zgiełk.
Nadmienić należy, iż rytuałem po zakupie biletów była wycieczka do źródełka celem skosztowania źródlanej wody (miejsce obecnej stacji wodociągowej za bankiem PKO). Tyle pamiętam.

Karolina Stefaniak
Byłam dzieckiem, kiedy w naszym mieście funkcjonowało kino. Mieściło się ono w obecnej strażnicy OSP w Skokach. Nie pamiętam jak często tam chodziłam, ale na pewno kilkanaście razy w roku. W tamtych latach kino w Skokach nie było kinem, które miało nowości filmowe tak jak to teraz w każdym z kin w Polsce. Pamiętam, że nowość na tamte czasy np. „Akademia Pana Kleksa” była u nas pokazana ponad rok od premiery. Do kina chodziło się na to, co akurat było i często te same filmy były pokazywane wielokrotnie. Nie przestrzegano specjalnie limitu wieku, czyli można było wejść na wszystko, Z filmów, które były ciągle wałkowane pamiętam np.: „Klasztor Shaolin”, „Och, Karol”, różne odcinki „Gwiezdnych wojen”, „Kosmiczne jaja”, „Gremliny rozrabiają”,  „Critters”, „Akademia pana Kleksa”, „Rodzina Leśniewskich”.

I na koniec kilka moich wspomnień.
Kino było dla mnie już wtedy jedną z najbardziej ulubionych form spędzania wolnego czasu i okazją do spotkań z przyjaciółmi. Pierwszy film fabularny, który pamiętam to „101 dalmatyńczyków”. Później przyszedł czas na niezapomniane filmy dla młodzieży np. „Dzieci kapitana Granta”, „W pustyni i w puszczy”, „Polyanna”, „Motyle”, „Jezioro osobliwości”, „Con amore”.
Kino miałam okazję znać również z innej strony, ponieważ Aniela Winkowska była moją bliską krewną. Widziałam jej operatywność i zaangażowanie w codziennej pracy, której przez 35 lat oddana była bez reszty, co jeszcze teraz, po tylu latach podkreślali w rozmowie ze mną wszyscy byli pracownicy. Patrzyłam też na jej rozpacz po pożarze „Harfy” i determinację, z jaką dążyła do ponownego uruchomienia kina. W kinie „Syrena” pracowała do 77 roku życia z żalem obserwując jego schyłek i likwidację. Te parantele miały jednak też skutki uboczne. Kiedy już jako nastolatka wybrałam się na seans nie- jak zwykle z koleżankami- lecz z kolegą, ciocia niemal natychmiast poinformowała o tym moich rodziców.

Przed nami nowa odsłona przybytku X muzy w Skokach. W historii skockiej kinematografii i w kalendarzach kinomanów zapisaliśmy nową datę: 12 lutego 2021 – inauguracyjny seans w „Kinie za Rogiem” czyli w naszej lokalnej „BiblioMuzie”. 

Wszystkim Państwu, którzy poświęcili mi swój czas i zechcieli podzielić się wspomnieniami o miejscach, których już nie ma a także udostępnili archiwalne zdjęcia bardzo serdecznie dziękuję.

Iwona Migasiewicz

PS
Poza wspomnianymi w artykule osobami, pracowało jeszcze kilkoro znanych mi osób,
z którymi nie udało mi się, niestety, skontaktować. Z uwagi na wymogi RODO z przykrością nie publikuję ich nazwisk.