Panowie we frakach, klasyczne instrumenty i chociaż to nie była prawdziwa sala koncertowa, a tylko hala widowiskowo – sportowa skockiego gimnazjum, można było spodziewać się dźwięków muzyki poważnej. I rzeczywiście zabrzmiały, lecz zupełnie nie w taki sposób, jak można było się tego spodziewać.
Wydawało się, że muzycy nie mogą skupić się na grze, na kompozycjach klasyków. Choć wzywali ich wykrzykując co jakiś czas jak zaklęcia: Mozart!, Bach!, Beethoven!, to wcale nie pomagało. Do gry wkradały się ciągle jakieś chochliki, jakieś zakłócenia z zewnątrz: a to informacje o działaniu terrorystów, a to chęć popisania się przed płcią piękną umiejętnością odbijania piłeczki pingpongowej, a to urok jazdy na wrotkach czy czerwony balonik w kształcie serduszka, na którym przecież również można grać. Ważna okazała się też przeszłość kryminalna panów oraz doznania związane z odbywaniem kary więziennej i wreszcie wdzierające się zewsząd dźwięki muzyki współczesnej. Na scenie pojawił się sam król popu – Michael Jackson. Ciągle coś przeszkadzało, coś było nie tak i z pewnością nie był to udany koncert kwartetu smyczkowego, jakim jest przecież Grupa MoCarta. Niestety, ci panowie okazali się bardzo niezrównoważeni, jakoś rozchwiani emocjonalnie. Nie umieli przez cały czas trwania występu utrzymać w ryzach swoich doznań, by skupić się na graniu muzyki klasycznej. To bardzo mało profesjonalne zachowanie! Najgorsze jednak było to, że chyba nikt z publiczności nie spodziewał się niczego innego i wszyscy zjawili się na hali z powodu właśnie tego, jakże nagannego zachowania członków Grupy MoCarta.
Wniosek jest jeden – wszyscy lubimy wrażliwych ludzi, wrażliwych panów, którzy nie radzą sobie ze swoimi emocjami i pozwalają im ujawniać się na scenie przed szeroką publicznością. Efekt, wbrew pozorom, był bardzo pozytywny. Na twarzach wszystkich obecnych pojawiał się uśmiech i zadowolenie, czasami słyszalny był też wręcz gromki śmiech i … brawa. Ze zrozumieniem oraz pełną akceptacją przyjmowaliśmy wybryki sceniczne członków kwartetu smyczkowego. Niestety, musimy przyznać, że nie wszyscy obecni w hali skockiego gimnazjum, dnia 30 kwietnia 2011 r., równie ochoczo wybraliby się na koncert muzyki klasycznej, np. do filharmonii. To smutna prawda. Grupa MoCarta pokazała jak otaczająca rzeczywistość może inspirować różne zachowania, inne niż byśmy sobie tego życzyli w danej chwili. Inne, nie zawsze oznacza – złe. Po prostu jesteśmy różni i czasy są bardzo absorbujące. Dziś mało kto słucha klasyki, by się rozerwać, zrelaksować czy wypocząć. Niektórzy twierdzą przecież, że gdyby Mozart czy Bach żył dzisiaj, tworzyłby zupełnie inną muzykę, np. taką jak Michael, albo taką jak Metallica. Nikt tego nie wie na pewno. Zmuszeni jesteśmy bazować na przypuszczeniach. Pewne jest tylko to, że tworzyliby muzykę, czerpiąc natchnienie z otoczenia i dostępnych środków.
Pozostaje jedynie tęsknota do dźwięków instrumentów klasycznych, w tym wypadku smyczkowych. Myślę, że tę tęsknotę udało się przemycić Grupie MoCarta.