Gdy zewsząd wyziera smuta, niezrozumiała agresja, która czasem przeraża, warto, choćby na chwilę, uciec w inną lepszą rzeczywistość. Mówicie, że to niemożliwe? Ależ możliwe i w dodatku nic nie kosztuje, no, może jedynie wymaga trochę czasu.
Ci, którzy ten czas znaleźli w poniedziałkowy wieczór 18 października i wybrali się do biblioteki w Skokach na spotkanie z panią Marią Czubaszek, nie tylko świetnie się bawili, ale co ważniejsze, jak myślę, odkryli, że radość życia można czerpać z każdej chwili i w każdym wieku.
Też coś, jakaś Maria Czubaszek! – ktoś powie. Nie ma Jej na okładkach czasopism kolorowych, nie pokazuje się na salonach, więc co w Niej takiego niezwykłego?
Nic, Ona sama jest niezwykła.
Starsi uczestnicy spotkania pewnie pamiętają panią Marię z cyklicznych audycji radiowych, które tworzyła. A Ci, którzy nie pamiętają, to z pewnością znają zaczerpnięte z nich powiedzenia „Serwus, jestem nerwus” czy „Dzień dobry, jestem z kobry”, a już na pewno znają piosenki „Rycz, mała, rycz” czy „Wyszłam za mąż, zaraz wracam”, do których napisała słowa.
Ileż było w tych dialogach radiowych, napisanych przez panią Marię, humoru! W kolejnych odcinkach tych mini słuchowisk udział brali tacy aktorzy jak choćby Irena Kwiatkowska, Jerzy Dobrowolski czy Wojciech Pokora i Bohdan Łazuka.
Audycja zniknęła z anteny radiowej, ale Maria Czubaszek nadal jest obecna ze swoimi felietonami pełnymi humoru, lekkiej ironii i dystansu do świata. Od kilku lat prowadzi na portalu internetowym Wirtualna Polska swój „Blog niecodzienny”, gdzie komentuje, w sobie tylko właściwy sposób, to, co Ją śmieszy, może dziwi, a czasem pewnie irytuje. Robi to z takim wdziękiem, że wielu mogłoby się od Niej tego uczyć. Choć nie wiem nawet, czy to możliwe, bo Maria Czubaszek jest jedyna i niepowtarzalna.
A o tym, że jest osobą niezwykłą, przekonała nas w czasie spotkania. Zająć przez ponad godzinę uwagę około stu uczestników opowiadaniem, jak sama twierdzi, głupotek – to jest sztuka. Trzeba było widzieć wpatrzoną w Nią salę, trzeba było słyszeć te salwy śmiechu i cichy podziw!
Okazało się, że nie trzeba być wcale bywalcem salonów czy widnieć na okładkach czasopism, aby przyciągnąć widownię. Pani Maria to instytucja prawie i to ze znakiem najwyższej jakości. Zachwyciła wszystkich, i młodych i tych nieco starszych.
Tak sobie myślę, że gdyby nie było Marii Czubaszek, to należałoby Ją sobie wymyślić. Tylko, czy starczyłoby nam talentu, dowcipu i błyskotliwości, by w pełni oddać Jej nietuzinkową osobowość?
Obawiam się, że nie. Dlatego dobrze, że mamy panią Marię i że zechciała się z nami spotkać i podzielić swoimi przemyśleniami w lekkiej formie podanymi.
Może po kilku podobnych spotkaniach i my będziemy radośniejsi i nabierzemy dystansu do wielu problemów? Jeśli świata nie da się zmienić, to może warto czasem mrugnąć do niego okiem? Co Wy na to?