Nie ma w Skokach teatru. Zawsze, ilekroć ma do nas przyjechać jakiś mniej lub bardziej znany artysta, czekamy z niecierpliwością spragnieni żywego słowa, kontaktu z drugim człowiekiem, który może nam coś ciekawego pokazać, powiedzieć, przedstawić.
18 listopada 2012 r. do sali Biblioteki Publicznej w Skokach przywiodło nas nazwisko Andrzeja Pieczyńskiego i Szekspira. Niektórych może bardziej niż nazwiska przyciągnęła miłość sama. Co zobaczyliśmy? Nie było to z pewnością przedstawienie – wykład na temat tego jaka miłość rzeczywiście u Szekspira jest, bo przecież można znaleźć u niego bardzo rożną miłość, od najczystszej i niewinnej do bardzo przewrotnej, chorej, złej. Nie byłoby z pewnością możliwe przedstawienie całego jej przekroju podczas jednego wieczoru. Andrzej Pieczyński zabawił się troszkę Szekspirem.
Pokazał, co chciał pokazać. Nie zobaczyliśmy czystej, niewinnej miłości Romea i Julii, o której wszyscy uczą się w szkole. Takiej miłości nie było tej niedzieli na naszej scenie. Pojawił się za to mężczyzna, który z ochotą bałamucił młode dziewczyny oraz kobieta bardzo łasa na pochlebstwa. W mrocznej scenerii renesansowego pałacu ujrzeliśmy mordercę, który ośmielał się starać o względy żony jednego z zamordowanych i wdowę przyjmującą pierścień od oprawcy swego męża. Chciwe kobiety oraz pobrzmiewający od czasu do czasu w ustach mężczyzny głos, jak refren, mówiący że upatrzoną kobietę – „ofiarę” zatrzyma nie na długo. Gra aktorów przepleciona została grą na skrzypcach delikatnej dziewczynki o blond włosach. Grała ona melodię bardzo piękną, można ją określić miłosną nawet, jednak dziewczynka niemiłosiernie, regularnie fałszowała. Zgrzyty, fałsze skrzypcowe współgrały z „miłością” dziejącą się na naszych oczach. Miłość w której czai się zdrada i podstęp mimo wszystko okazała się uczuciem bardzo pożądanym, poszukiwanym. Nie jest ważne, że przyszły mąż myśli o innych kobietach, jeśli chce wziąć ślub z tą jedną właśnie i cierpi, kiedy ta się obraża, odchodzi. Ważne by kochać i być kochanym. A największym przewinieniem kobiety nie jest wcale jej chciwość, obłuda, a to kiedy kochającemu odmówi swego ciała (hi, hi, hi – to mógł wymyślić tylko mężczyzna). Taką miłość zobaczył u Szekspira i przedstawił nam Andrzej Pieczyński – aktor i reżyser. Jego wizja jest tym bardziej usprawiedliwiona, że jak wspomniał na samym początku przedstawienia, niewiele wiadomo o osobie Szekspira, niektórzy nawet podają w wątpliwość jego istnienie. A jeśli nie jest oczywiste istnienie dramatopisarza i może inni pisali podając jego imię, to dlaczego nie pokazać go na swój sposób?
Zobaczyliśmy zatem – „Miłość u Szekspira” wg Andrzeja Pieczyńskiego. Powiązanie różnych scen i zdarzeń w spektaklu, z różnych sztuk, a nawet przekształcenie ich po swojemu i może dodanie czegoś od siebie, z pewnością prowokuje do czytania sztuk Szekspira, pogłębiania wiedzy o nim.
Zagrali dla nas: Andrzej Pieczyński – role męskie, Ewa Makomaska – role kobiece, Zosia Pieczyńska – skrzypce.
Jedno tylko zdawało mi się całkowicie niepotrzebne podczas przedstawienia – kartki w rękach aktorów, które naprawdę przeszkadzały kiedy wyznawali sobie miłość. Może się nie znam, może się czepiam, może taką sobie wymyślili formułę, że z kartek, tak nowocześnie jakoś – luzacko, ale spojrzeć sobie głęboko w oczy na pewno nie mogli.